Autor |
Wiadomość |
martyna_tbg
nadkomisarz

Dołączył: 12 Sie 2006
Posty: 3466
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Tarnobrzeg =)
|
Wysłany: Pią 18:14, 22 Cze 2007 Temat postu: Artykuły |
|
Zawód usługowy
Rozmowa z Kamilem Maćkowiakiem, aktorem Teatru Jaracza.
Krzysztof Kowalewicz: Uchodzisz za dziecko szczęścia. Czy jesteś przygotowany na spotkanie z pechem?
Kamil Maćkowiak: Mam to już za sobą. Nie dostałem się do szkoły teatralnej za pierwszym razem. Znalazłem się na końcu listy zdających. Rok później w Łodzi zostałem przyjęty jako pierwszy na liście. Od tego czasu nie boję się porażek. One mogą wiele nauczyć. Wszyscy naokoło twierdzą, że nie mam powodów do narzekań, ale ja inaczej wyobrażałem sobie szczęście w tym zawodzie. Mam o wiele większy apetyt. Nawet koleżankom zazdroszczę dobrych ról.
Podobno pracowitością narobiłeś sobie wrogów?
- To dziwne, ale faktycznie w moim przypadku pracowitość okazała się wadą. Mimo to nie zamierzam zwolnić tempa. Jestem po szkole baletowej, a nigdzie nie ma większej rywalizacji, jak tam. Pewnie, że w Jaraczu czuje się konkurencję. Przecież w tym teatrze gra kilkunastu młodych, zdolnych aktorów. Dzięki temu jest z kim walczyć. I o co. To fantastyczne.
Skąd bierzesz siłę do pracy?
- Mądry aktor to mądry człowiek. Istotny jest dla mnie własny rozwój, dlatego nie bywam na bankietach, nie przesiaduję w bufecie. Nie wartościuję, co obiektywnie jest dobre, a co złe. Wybrałem taki model uprawiania tego zawodu, dlatego nie interesuje mnie nijakie, powierzchowne życie towarzyskie. Szkoda czasu. Zresztą z trudem odnajduję się w dużej grupie, na szczęście w zespole teatru zaaklimatyzowałem się dosyć szybko.
Gonisz ze spektaklu na spektakl. Wolisz żyć na scenie niż poza nią?
- Ważne jest i jedno, i drugie. Mimo zagrania kilkunastu ról czuję się jak debiutant. Mam w sobie dziecko i chciałbym je zachować jak najdłużej. Przecież trzeba mieć naiwność i czystość szczeniaka, żeby co wieczór przebierać się i udawać kogoś innego przed ludźmi, którzy chcą w to wierzyć. Na tym polega fenomen aktorstwa i z roli na rolę upewniam się, że chcę je uprawiać.
Złośliwi twierdzą, że w teatrze pokazałeś już wszystko.
- Może tylko pod względem fizycznym, a i to nie do końca. Nagość w spektaklach z moim udziałem zawsze służy czemuś ważniejszemu. Warto przekraczać granice, żeby zrobić coś istotnego i poruszającego w sensie artystycznym. Jestem na to gotowy - byle przekraczać bariery świadomie. Rozebranie się czy pocałunek z mężczyzną nie były dla mnie problemem. Mógłbym posunąć się dalej, gdyby tylko reżyser przekonał mnie, że jest to potrzebne dla konstrukcji roli. Interesują mnie bohaterowie, którzy mają w sobie coś patologicznego, neurotycznego. Kilka lat temu zachłysnąłem się literaturą brutalistów. Oglądałem "Shopping & Fucking". Sam tekst był taki sobie, ale zachwycił mnie materiałem do pracy dla aktora, możliwością przekraczania barier. Kiedy już wszyscy rzucili się na łamanie zasad obyczajowych, u mnie nastąpił przesyt taką nachalną wiwisekcją. Według niektórych twórców dzisiejszy widz woli konwencję nowoczesnego teatru z szybką akcją i wulgarnym dialogiem. Bzdura. Grając w "Intrydze i miłości" przekonałem się, że nie trzeba się rozebrać czy zwymiotować, żeby to było współczesne. Kompletna cisza na widowni jest dowodem, że widz tęskni również za takim teatrem.
Na sztuki z Twoim udziałem przychodzą tłumy kobiet.
- Naprawdę? Chyba generalnie do teatru częściej chodzą kobiety. Mam nadzieję, że nie tylko ze względu na mój wygląd. Nie uważam go za swój jedyny atut. Cieszę się, że mam plastyczną twarz i uroda mnie nie szufladkuje jako amanta czy zbrodniarza. Dla mnie aktorstwo to zawód usługowy. Gram dla widza. Liczą się bardziej jego odczucia niż moje.
Jak to?
- Po wieczornym spektaklu, gdy siadam przed lustrem w garderobie, widzę popękane naczynka w oczach i zużytą twarz. Nie chcę mówić, ile mnie kosztuje granie, bo to nie powinno nikogo obchodzić. Publiczność przychodzi do teatru, by się wzruszyć czy pośmiać, a nie mi współczuć. Chcę się podobać widzom, zabiegać o nich, ale bez łaszenia się i umizgiwania.
Teatr przestał być opłacalny dla aktorów. Dzisiaj wielu Twoich kolegów robi wszystko, by trafić do serialu telewizyjnego. Tu rola, tam epizod...
- Tego zawodu nie można uprawiać dla pieniędzy. Jeśli ktoś tak myśli, to niech lepiej zostanie biznesmenem. Daleki jestem od nazywania aktorstwa misją, ale trzeba mieć pasję i ja ją mam. Nie gonię za popularnością. W aktorstwie popularność jako cel sam w sobie jest czymś obrzydliwym. Przecież popularny może być seryjny morderca czy amatorka erotycznych kąpieli w reality-show. Prawdziwą wartość ma tylko sława, bo wiąże się z uznaniem, ale na nią pracuje się latami. Niedawno w hipermarkecie dziewczyna poprosiła mnie o autograf. Poznała mnie dzięki rolom w teatrze. Dla niektórych może to być oznaka popularności. Jeśli tak, to jej najpiękniejszej odmiany. Teatr jest dla mnie najważniejszy, bo tylko tam mogę w pełni pokazać, co potrafię. Jeszcze dwa lata temu zakładałem, że nigdy nie zagram w serialu. Teraz rola w "Pensjonacie pod Różą" daje mi małą stabilizację. Mam na książki, płyty, papierosy. Mogę wziąć kredyt. Nie przystaję jednak na każdą propozycję. Zdarza mi się nie pojechać na casting, gdy dostaję tekst, który jest żenujący. Nawet w beznadziejnym sitcomie można zagrać tak, żeby zostać zauważonym. Tylko po co?
Starszym kolegom to nie przeszkadza.
- Każdy bierze odpowiedzialność za swoją rolę. Jestem za młody, by krytykować wybory starszych kolegów.
Ciągnie Cię do stolicy?
- Wynajmuję tam mieszkanie, ale nie mam miejsca, w których bym nie zagrał. Jeśli rola będzie tego warta, to pojadę nawet do teatru w Wałbrzychu czy Grudziądzu. Byłbym idiotą, gdybym grając w tak dobrym teatrze pchał się do Teatru Narodowego i grzał ławę. Prowincja teatralna to nie jest obszar na mapie, tylko miejsce w świadomości aktorów.
Kamil Maćkowiak
Rocznik 1979. Od 9 roku życia uczył się baletu. Jest absolwentem Państwowej Szkoły Baletowej w Gdańsku. Rok temu ukończył studia na Wydziale Aktorskim PWSFTViT. Od czterech sezonów gra w Teatrze Jaracza. Ma za sobą już dziesięć ról. Można go oglądać m.in. w "Polaroidach" Marka Ravenhilla, "Miłości i gniewie" John Osborne'a, "Intrydze i miłości" Friedricha Schillera i "Sprawcach" Thomasa Jonigka. To najbardziej oblegane przez publiczność spektakle. W "Polaroidach" Maćkowiak całuje się z mężczyzną, a w "Miłości i gniewie" ma scenę miłosną pod prysznicem.
Rozmawiał Krzysztof Kowalewicz
Gazeta Wyborcza Łódź
11 czerwca 2004
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
Panna K.
Szef Komendy Stołecznej

Dołączył: 10 Sie 2006
Posty: 1166
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Gliwice
|
Wysłany: Pią 21:02, 22 Cze 2007 Temat postu: |
|
Dzięki za info :*
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Aldona
starszy posterunkowy

Dołączył: 13 Sie 2006
Posty: 279
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: komenda stołeczna
|
Wysłany: Wto 16:51, 07 Sie 2007 Temat postu: |
|
GRAĆ NA WYŻSZEJ NUCIE - KAMIL MAĆKOWIAK
Ma wszystkie atrybuty człowieka sukcesu: młody, przystojny, ambitny, utalentowany i charyzmatyczny. Na drugim roku studiów zaczął pracować w teatrze. Gra w "Kryminalnych", a niebawem zadebiutuje w "Korowodzie" Jerzego Stuhra.
W teatrze im. Stefana Jaracza w Łodzi z powodzeniem wcielasz się w postać Niżyńskiego. Twoje teatralne role to postaci o skomplikowanych osobowościach, bohaterowie poranieni psychicznie, balansujący na krawędzi obłędu...
- Tak się złożyło, że od początku pracy w zawodzie zacząłem dostawać takie role. Moim marzeniem, jeszcze chłopięcym, było wykreowanie pewnego typu bohatera. Chciałem, żeby był on tak znaczący, jak kiedyś w polskim kinie postać grana przez Krystynę Jandę w "Człowieku z marmuru". Pragnąłem dotykać wielkich emocji, grać na wyższej nucie, żeby wszystko miało znamiona grania totalnego.
Wspomniałeś o Krystynie Jandzie. Cenisz również Helenę Modrzejewską. Dlaczego właśnie te aktorki?
- Gdy zacząłem interesować się teatrem, w bibliotece poprosiłem o biografię jakiegoś aktora. Otrzymałem autobiografię Modrzejewskiej. Krystyna Janda to konsekwencja tego wyboru., ponieważ później zobaczyłem ją w głównej roli w serialu o Modrzejewskiej. Te fascynacje zrodziły się więc niejako równolegle.
Już na starcie wysoko ustawiłeś sobie poprzeczkę...
- Myślę, że zrobiłem sobie tym pewną krzywdę. Moje wzorce były zbyt niedościgłe. Może dlatego dopiero teraz, w wieku 27 lat, debiutuję w filmie. Wcześniej o wiele rzeczy nie potrafiłem zabiegać. Castingi, jak i wiele innych spraw, przerastały mnie.
Właśnie debiutujesz na dużym ekranie w "Korowodzie" Jerzego Stuhra. Jak sobie radzisz z tym nowym wyzwaniem?
- Praca w filmie jest bardzo ciekawa. Różni się od gry w serialu telewizyjnym. Teraz już wiem, dlaczego w serialu można robić dziewięć dubli bez problemu, a w filmie robi się dziewięć prób i dwa duble. Dlaczego taśma jest tak ważna. Dlaczego ekran jest panoramiczny, a cały plan musi być zagospodarowany.
Ostatnio dołączyłeś do ekipy "Kryminalnych". Dobrze czujesz się w tym gronie?
- Świetnie. Poza tym fajnie się pracuje przy tego typu produkcjach. Wiem, że są różne zdania o tym, jaki serial jest lepszy - kryminalny czy obyczajowy. Dla mnie - kryminalny. Nie wytrzymałbym ględzenia przez pięćset odcinków w kółko o tym samym. To byłoby irytujące. Serial kryminalny ma inne tempo: akcja jest dynamiczna, dzieje się wiele rzeczy.
Czy w dzieciństwie marzyłeś, żeby zostać aktorem?
- Nigdy nie chciałem zostać strażakiem ani policjantem. Od początku wiedziałem, co chcę robić. Najpierw był śpiew, potem taniec i wreszcie aktorstwo. Od dziecka chciałem śpiewać. Poszedłem do szkoły baletowej, kiedy miałem 10 lat, w wieku 15 lat zacząłem się fascynować teatrem. Interesuje mnie również psychologia. Mam nadzieję, że w tym roku rozpocznę studia na tym kierunku. Jest jeszcze pisanie, ale robię to bardziej hobbystycznie.
Piszesz wiersze?
- Pisywałem jako romantyczny, zbuntowany nastolatek, którym na szczęście już nie jestem. Trudno byłoby mi się teraz zmieścić w formie wiersza (śmiech).
Co w takim razie piszesz?
- Od wielu lat prowadzę dziennik. Nie jest to klasyczny dziennik czy pamiętnik, moje zapiski przypominają felietony. To nie są zwierzenia Kamila do pamiętniczka, tylko zamknięta w formie felietonu myśl. Kiedyś może uda mi się to zebrać i opracować.
Może niedługo usłyszymy o twoim debiucie wydawniczym?
- Nie mam takich ambicji (śmiech).
Skąd na to wszystko znajdujesz czas?
- Myślę, że zagonienie jest przereklamowane. Mówi się o tym zwłaszcza w Warszawie. W Łodzi jakoś tego nie czuję. W stolicy człowiek musi być zagoniony i na nic nie mieć czasu. Tak nawet wypada. Zanim się na coś zgodzimy, przez pół godziny tłumaczymy, że nie znajdziemy wolnej chwili. W tym czasie już zdążylibyśmy to zrobić. Ja nie mam takich problemów.
Co nie znaczy, że nie jesteś zapracowany?
- Oczywiście! W tej chwili bardzo dużo pracuję. W najbliższym czasie czeka mnie kumulacja najróżniejszych zajęć: debiut kinowy, wyczerpujące spektakle, "Kryminalni". W związku z tym kursuję między Łodzią a Warszawą. W tym momencie naprawdę mógłbym oświadczyć, że mam co robić i wymigiwać się, mówiąc: przepraszam, nie mam czasu. Nawet na nasze dzisiejsze spotkanie. Ale to się da połączyć.
To świadczy o Twoim profesjonalizmie.
- O profesjonalizmie i o pasji. W przyszłości może wygaśnie pasja, a zostanie profesjonalizm. Pewnie wtedy będę dokonywał innych wyborów. Na razie nie mam z tym problemów.
Lubisz podróżować?
- Bardzo, jeśli to łączy się z przyjemnością i chęcią wyjazdu. Natomiast podróże wkalkulowane w moją codzienność już mi się sprzykrzyły. Podstawowa trasa, czyli Warszawa - Łódź, jest beznadziejna! Marzę o chwili, kiedy PKP nie będzie już monopolistą na polskim rynku. Może wtedy komfort przejazdów się zmieni i będę mógł podróżować szybko, w cywilizowanych warunkach, bez obawy, że zaraz ktoś wejdzie do przedziału i wbije mi nóż w czoło. Z pracą przy "Korowodzie" również wiąże się kilka podróży: Majorka, Bieszczady, Rzeszów, Kraków, Warszawa. Jesteśmy cały czas w ruchu.
A co z podróżami dla przyjemności?
- Ostatnio - to już prawie rok temu! - byłem z przyjaciółką w Paryżu. Teraz planujemy snobistyczną podróż na jakąś rajską plażę. Do tej pory unikaliśmy plaży i piasku. Trzeba to w najbliższym czasie zmienić. Mam pięć dni wolnego, ale chciałbym się poczuć, jakby te wakacje trwały dwa miesiące.
DATA URODZENIA: 20 listopada 1979 roku.
WYKSZTAŁCENIE: Jest absolwentem Państwowej Szkoły Baletowej w Gdańsku. Ukończył studia na Wydziale Aktorskim PWSFTViT.
CIEKAWOSTKA: Nie dostał się do szkoły teatralnej za pierwszym razem. Znalazł się na końcu listy zdających. Rok później, został przyjęty z pierwszą lokatą.
NIE BOI SIĘ: Porażek.
MÓWI O SOBIE: Mam w sobie dziecko i chciałbym je zachować jak najdłużej. Przecież trzeba mieć naiwność i czystość szczeniaka, żeby co wieczór przebierać się i udawać kogoś innego przed ludźmi, którzy chcą w to wierzyć.
PODZIWIA: Helenę Modrzejewską, Krystynę Jandę, Meryl Streep, Julianne Moore, Cate Blanchett, Tinę Turner.
NAJWIĘKSZA WADA: Niecierpliwość.
NAJCHĘTNIEJ: Zaszyłby się w Bukowinie Tatrzańskiej i nadrobił zaległości książkowe.
NAJBLIŻSZY PRZYJACIEL: Mama.
SMAK DZIECIŃSTWA: Kiedy w sklepach były puste półki, babcia robiła mu cukierki-krówki domowej produkcji, które uwielbiał.
kropkatv
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Martiniiii
podinspektor

Dołączył: 13 Sie 2006
Posty: 4598
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Stargard Szczeciński
|
Wysłany: Sob 20:34, 18 Sie 2007 Temat postu: |
|
[link widoczny dla zalogowanych][link widoczny dla zalogowanych]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|